Koncert rozpoczął się dosłownie z zegarkiem w ręku i już kwadrans po dwudziestej na scenie grał support - zespół To Die For, który niczym szczególnym nie zachwycił
źródło: NKJP: Witt Wilczyński: A review of the Lacrimosa concert, prasa, 2001
[...] zawsze musie być ten pierwszy raz, kiedy ci się spóźni okres (ja też zawsze miałam jak z zegarkiem w ręku, aż w końcu zaczęło to różnie z nim bywać) [...].